sobota, 16 marca 2013

Rozdział Siódmy


Czas w Hogwarcie leciał nieubłaganie. Nadchodziła już połowa października, a każdy z uczniów dostatecznie zdąrzył się zaaklimatyzować po wakacyjnej przerwie. Pierwszoroczniacy wesoło biegali po korytarzach, a uczniowie starszych klas gorączkowo zakuwali na lekcje, bo materiał, który przerabiali - jak zawsze - okazywał się wyjątkowo trudny.
Hermiona Granger siedziała w pustej sypialni, czytając książkę, jednak w pewnym momencie przerwała jej Ginny, z hukiem wchodząc do pomieszczenia.
- Hermiona, idź do Pokoju Wspólnego, bo Harry coś od ciebie chce, a wiesz, że jest idiotą i sam tu nie przyjdzie. Boi się widoku Parvati nago - powiedziała, po czym wybuchła śmiechem razem z przyjaciółką.
Gryfonki wyszły z sypialni i skierowały się ku Harry’emu. Brązowooka nie wiedziała, czego ma się spodziewać, szczególnie dlatego, że przez ostatni czas jakoś mało czasu poświęcała Wybrańcowi. Cały wolny czas spędzała z Ginny, która wydoroślała i można było szczerze i otwarcie z nią porozmawiać - czegoś takiego Hermiona potrzebowała od tylu lat, w których praktycznie jej jedynymi przyjaciółmi byli Harry i Ron. 
Pamiętała, że w te wakacje ciągle myślała o odbudowaniu swoich relacji z Harrym, ponieważ piąty rok Hogwartu był jednym wielkim zamieszaniem. Wybraniec rzadko bywał na lekcjach, bo ciągle podróżował z Dumbledorem, w celu zniszczenia wszystkich horkruksów Voldemorta. Gdy po prawie roku czasu im się to udało, Herma nie mogła zwlekać, tylko porządnie zająć się swoją przyjaźnią z Harrym.
- Słuchaj, Hermiono, pamiętasz jak byliśmy u Dumbledore’a tydzień temu i powiedział nam, że Lucjusz jest przymusem narzuconym przed Ministerstwo? - zapytał pośpiesznie.
- Tak, tak - odrzekła Gryfonka, kojarząc fakty. - Ale o co chodzi tym razem?
- Że przecież Lucjusz na sto procent pomoże Voldemortowi dotrzeć do Hogwartu, do mnie! Wiesz, jakie to niebezpieczeństwo?!
- Wiem, Harry, ale Dumbledore to potężny czarodziej. Póki on tu jest, Voldzio się tu nie wkradnie z obawy o życie. Już nie ma żadnych horkruksów.
***
Draco Malfoy i Blaise Zabini szli szkolnym korytarzem w kierunku Wielkiej Sali na kolację. Byli bardzo głodni i nie mogli się doczekać jakiegoś posiłku, tym bardziej, że Dumbledore miał wygłosić na nim jakieś specjalne przemówienie.
Szli korytarzami Hogwartu, rozmawiając o różnych rzeczach, między innymi o ojcu Dracona, uczącym OPCM. Malfoy nie mógł się pogodzić z myślą, że jego ojciec ma go pod kontrolą. Hogwart był jedynym miejscem, gdzie czuł się niczym na wolności, a jakieś głupie Ministerstwo Magii w jedne wakacje to wszystko mu zniszsczyło.
- Stary, daj spokój - mówił Blaise. - Przecież to tylko twój ojciec, a zachowuje się, jakby cię nie znał. Mieliśmy już tyle lekcji z nim.
- No jasne, bo nie robię nic szkodliwego. Gdybym zaczął coś odwalać, to od razu mój ukochany tatuś przybiegłby na ratunek. Zresztą, nie widzisz, jak traktuje Pottera, Granger i Pedała? Zdecydowanie gorzej ode mnie, czy od ciebie.
- Jeszcze do niedawna miałeś w dupie, jak ktoś ich traktuje. - Blaise wbił w Dracona znudzone, a zarazem zdziwione spojrzenie.
- BO TO NIE BYŁ MÓJ OJCIEC, zrozum. 
Chwilę później para Ślizgonów siedziała już przy stole, czekając na posiłki, które miały być podane dopiero po przemówieniu dyrektora. Szczerze mówiąc, Draco miał gdzieś, co ten stary zrzęda będzie mówił, jednak był zmuszony uważać przez Lucjusza, którego wzrok ciągle ciążył na Draconie.
- Dzień dobry, dzieciaki! - powiedział jak zawsze życzliwym tonem profesor Dumbledore. - A więc, żeby nie przedłużać, przechodzę do sedna sprawy. Jak wszyscy wiecie, Hogwart obchodzi w tym roku swoje okrągłe tysięczne urodziny! Z tej okazji wraz z nauczycielami organizujemy bal. A to, że Hogwart powstał w średniowieczu, ustanawia charakterystykę balu. Pomyślcie nad wspaniałymi strojami, bo już za trzy tygodnie będziecie musieli je założyć na zabawę! A teraz, nie przedłużając, zajadajcie!
W tej samej chwili, do Wielkiej Sali wpadła dziewczyna, która nie była do siebie w ogóle podobna. Zdyszana i lekko zmęczona biegła w stronę miejsc dla Gryffindoru.
Zabini szybko dał Draco kuksańca w żebra, aby ten drugi podniósł wzrok z talerza pełnego jedzenia. Tak, widok, który Malfoy miał ujrzeć był o niebo lepszy.
Draco ujrzał przed sobą śliczną, zadbaną dziewczynę, której włosy były rozwiewane przez dość szybki bieg. Miała na sobie prześwitującą koszulę, przed którą lekko było widać stanik, rurki, do których koszula była włożona oraz trampki. 
Blondyn zakrztusił się, aż Zabini musiał lekko poklepać go po plecach, aby dostatecznie się nie zadławił. 
- Ja pierdole, nie mów, że to Granger! - szepnął do Blaise’a.
- Niestety, to Hermiona. 
***
Było już sporo po kolacji, gdy Ron biegł do Filcha, aby odpracować swój szlaban. Profesor McGonagall uznała, że Ron kłamał, mówiąc, że spóźnił się na lekcje, ponieważ nakładał na twarz maseczkę z mleka i jogurtu.
Był już spóźniony dobre pięć minut i jak na złość musiał wpaść w jasnowłosego, ślizgońskiego blondyna i jego ciemnoskórego przyjaciela.
- No żesz w dupe jebana mać, Weprzlej, naucz się chodzić! Wylałem na szatę kawę, ty kretynie! - krzyczał Draco. Faktycznie, w ręku trzymał plastikowy kubek z czarnym napojem.
Rudy zmieszał się, nie chciał rozpoczynać kłótni z tym blond idiotą. Był spóźniony i wiedział, że Filch nie daruje mu tego, jednak, ku jego nieszczęściu, Dracon nie chciał dać mu spokoju, uznawszy, że Gryfon powinien ponieść karę za swój „straszny“ uczynek.
- Gdzie tak pędzisz, Weasley? Co ty na to, żebym przyniósł świerzutką, wrzącą kawę i wylał ci ją na twarz? Albo wiem! Może po prostu poniżę cię przy wszystkich uczniach i dam ci miednicę z płynem do prania, a ty będziesz musiał mi wyprać tę szatę?
- Nie mam zamiaru cię przepraszać, Malfoy, nic złego nie zrobiłem, a jak sobie sam wypierzesz szatę, to korona ci z głowy nie spadnie - wściekł się Ron.
- No chyba mi spanie, cioto...
- Draco, DAJ SPOKÓJ - wtrącił się Blaise. - To nie jego wina, a jak chcesz, to ja ci to wypiorę. Daj mu odejść, przecież widzisz, że się spieszy. - Tu popatrzył na Ronalda i lekko się do niego uśmiechnął, aby pokazać, że ten rudy nie musi mu dziękować.
 - Do zobaczenia... Wieprzlej - rzucił Dracon na pożegnanie i z bólem serca odszedł, wkurzony faktem, że nie mógł jeszcze bardziej zmieszać z błotem Gryfona.
***
Ron powtarzał swoją karę z drugiego roku - sprzątał w Izbie Pamięci, co było dla niego okropnym zajęciem. McGonagall zabrała mu różdżkę, która w tamtej sytuacji była dla niego jedynym ratunkiem. Filch ciągle na niego wrzeszczał, żeby pracował szybciej, jednak Ronald miał gdzieś jego biadolenie i pracował jeszcze wolniej, aby zrobić mu na złość.
W pewnym momencie zupełnie ogłuchł na głupie uwagi woźnego i pogrążył się w rozmyślaniach na temat dzisiejszego dnia.
Myślał o balu, który miał odbyć się już za kilka tygodni. Zastanawiał się, z kim mógłby iść, jednak po chwili zorientował się, że tak naprawdę nikt go nie interesuje. Nie pójdzie z Hermioną, ponieważ ta na pewno wolałaby iść z kimś innym, szczególnie dlatego, że on sam - Ron Weasley - zmienił się w kogoś zupełnie innego.
Jednak po chwili przypomniał sobie Blaise’a Zabiniego, a konkretnie to, że go obronił w starciu słownym z Malfoy’em. Długo nad tym myślał, nie mogąc zrozumieć, z jakiego powodu go obronił. Czy zrobiło mu się go szkoda? A może po prostu czuł taką potrzebę moralną? Ron tego nie wiedział, jednak zrozumiał jedno: Blaise Zabini był kimś wyjątkowym, z kim rudy koniecznie musiał się poznać bliżej. Naprawdę blisko.
***
Hermiona po całym dniu, zbliżała się do łazienki prefektów. Profesor McGonagall, w ramach mocnej aktywności na transmutacji, pozwoliła jej dwa razy z niej skorzystać. 
Gryfonka była przemęczona i z entuzjazmem podchodziła do wiadomości, że będzie mogła skorzystać z różnych luksusów w łazience prefektów. Gdy przeszła przez pół Hogwartu, wreszcie stanęła przed dużymi, masywnymi drzwiami i je otworzyła. 
Od razu poczuła na twarzy miłe ciepło i zapach olejków, którymi ktoś za pewne wcześniej się mył. Podeszła do jakiegoś lustra i spięła włosy w kok, aby podczas kąpieli ich nie zmoczyć. Następnie weszła do innego pomieszczenia, w którym była wanna, powoli ściągając z siebie ubrania, jednak kątem oka zauważyła coś strasznego: w wannie ktoś już siedzial.
Hermiona poczuła, że serce bije jej szybciej, a nawet zaczęła się lekko pocić. W wannie siedział Draco Malfoy. 
Chciała się wycofać, jak najszybciej mogła, bowiem zdała sobie sprawę, że wcześniej nie była zbyt cicho. Stwierdziła, że szkoda czasu na ubieranie koszulki, odwróciła się i szła ku wyjściu. Ostatnim widokiem, który zdążyła zapamiętać, była umięśniona sylwetka Dracona, który wychodził z wanny, i jego blod włosy w artystycznym nieładzie.
W tamtej sytacji łazienka prefektów wydawała się jej jakoś dziwnie ogromna. Za pewne była to jej podświadomość, która wmawiała jej, że nie zdąży wybiec z łazienki, nim Malfoy zdąży się dowiedzieć o jej obecności w niej.
Niestety. Jakby jakieś okropne fatum ciążyło na jej osobie. Spełnij się jej najgorszy sen.
- Kogo my tu mamy? Granger... podglądałaś mnie? - Draco wyglądał na wyjątkowo rozbawionego, a równocześnie zaintrygowanego zaistniałą sytuacją. - Odwróć się, jak do ciebie mowię, co?
Zszokowana Hermiona odwróciła się i wbiła pusty wzrok w śliczne, niebieskie oczy Dracona. Przez chwilę nawet pomyślała, że są całkiem ładne, jednak czym prędzej wyrzuciła tą okropną myśl z głowy.
- Nie zniżyłabym się do tego poziomu, żeby cię podglądać... nie ma na co patrzeć - dodała wrednym tonem, ale jedno było pewne - nie potrafiła kłamać.
- No coś mi się nie wydaje. Byłaś tak podniecona, że zaczęłaś się rozbierać? 
Gryfonka dopiero w tamtym momencie zdała sobie sprawę, że przecież nie ma na sobie koszulki. Poczuła, że się czerwieni i szybko założyła bluzkę na siebie.
- Nie no, Granger, nie musiałaś tego robić... Masz całkiem ładną figurę - dodał Ślizgon, z szelmowskim uśmiechem. - Chociaż widziałem ładniejsze. 
- Słuchaj, Malfoy, nie podglądałam cię, nie... nie... nie podnieciłam się tobą i... muszę iść, a ty lepiej stąd idź, bo sama chcę się wykąpać. - Hermiona ugryzła się w język, poczuła, że powiedziała stanowczo za dużo.
- To będzie niezłe widowisko, może jednak zostanę?
- Spadaj stąd, Malfoy, ale już! - Brązowooka traciła cierpliwość.
Dracon podszedł do Hermiony tak, że prawie stykali się klatkami piersiowymi. Ona poczuła zapach olejków, których musiał wcześnie używać, on natomiast jej perfumy o kwiatowym zapachu. 
Dziewczyna była zdezorientowana, nie wiedziała, co Ślizgon chciał zrobić w tamtym momencie. Jest jej największym wrogiem, a tymczasem stoją sobie w niemalże znikomej odległości od siebie. To było straszne, a równocześnie jedno z najbardziej pociągających momentów w jej życiu.
- Grozisz mi, Granger? - szepnął Draco.

4 komentarze:

  1. No , no ... Ale gorąco xD Zaczyna się coś dziać i jest cudownie. Tylko czekać na kolejny rozdział który mam nadzieję pojawi się jak najszybciej .

    Wiklara

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahhaha Ron zakochuje się w Zabinim hahahha jebłam !
    Rozdział świetny jak kolejny z resztą i wreszcie zaczyna się coś dziac pomiędzy głównymi bohaterami ;) Czekam z niecierpliwością na następny ;* Życzę powodzenia i jak najlepszych pomysłów :) Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział ! uwielbiam czytać waszego bloga :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahahah! Ron staje się gejem, o ja pierdole XD Jebłam, leże i nie wstaję XD
    A jeśli chodzi o głównych bohaterów, to Awwww! Ostro będzie :D

    OdpowiedzUsuń